W poszukiwaniu śladów Dywizjonu 303
Hurricane i Marek Fiedler
Od jakiegoś czasu ponownie rośnie w Polsce zainteresowanie losami naszych wspaniałych myśliwców, którzy tak dzielnie bronili Anglii. A książka Arkadego Fiedlera „Dywizjon 303” na nowo weszła do kanonu lektur szkolnych, tym razem w gimnazjum. Doszliśmy więc do wniosku, że dobrze byłoby stworzyć wystawę poświeconą bohaterskim lotnikom w naszym Muzeum. Posiadamy wiele unikalnych zdjęć wykonanych przez mego ojca w czasie pamiętnej Bitwy w 1940r. Zamierzamy również wzbogacić ekspozycję dokumentami z tamtych czasów, a także nowymi fotografiami. W celu zdobycia interesujących nas materiałów udałem się wraz z moim synem Markiem Oliwierem do Anglii.
Najbardziej zapadła nam w pamięć wizyta w Northolt pod Londynem. To z tutejszego lotniska Dywizjon 303 bronił swymi skrzydłami stolicy Brytanii. To tutaj mój ojciec zaprzyjaźnił się z większością dywizjonu, zarówno z myśliwcami, jak i mechanikami, i wysłuchując ich opowieści zaczął pisać książkę im poświęconą. Szczególnie serdeczna zażyłość połączyła go z dowódcą myśliwców Witoldem Urbanowiczem. Ojciec dawał Urbanowiczowi kolejne rozdziały swej książki do przeczytania, oczekując uwag. Była to cenna współpraca dla autora-piechura (ojciec był porucznikiem piechoty), który oswajał się z fachowymi terminami lotniczymi. Niekiedy dochodziło między nimi do zabawnej wymiany zdań:
- Dlaczego napisałeś, że myśliwcy kołują nad lotniskiem? – pytał Urbanowicz.- Potocznie mówi się „krążą nad lotniskiem”.
- A, bo wy jesteście orłami!
Lotnisko w Northolt do dziś jest bazą RAF-u i niełatwo tu się dostać. Wymagane przepustki załatwił nam Piotr Sikora, niezwykle uczynny rodak mieszkający od lat w Anglii. Pan Piotr powiedział nam, że jedną z pierwszych książek, którą przeczytał jako młody chłopak był „Dywizjon 303”. Od tamtej chwili stał się on zagorzałym miłośnikiem lotnictwa.
Lotnisko w Northolt ulega modernizacji i ostatnio wiele tutaj się zmieniło. Na szczęście zachowano historyczną mesę, w której myśliwcy po zażartych walkach szukali wytchnienia. Tu również fetowali swoje zwycięstwa i bynajmniej nie wylewali whisky za kołnierz.
Pozostawiono także dawną kaplicę z ołtarzem wykonanym przez polskich cieśli. W tym przybytku zaciekawił nas dzwon, który w latach wojny bił na alarm naszym lotnikom, natomiast obecnie służy tu jako chrzcielnica.
Wielką niespodziankę sprawiły nam dwie polskie archiwistki, mające swoje biuro na lotnisku. Otóż wyszukały one wojenną teczkę osobową mego ojca, skserowały wszystkie zawarte w niej dokumenty i wręczyły nam kopie. Wśród papierów znalazłem Zeszyt Ewidencyjny z przebiegiem służby ojca. Wyszukałem w nim ważny dla mnie wpis: „Sierpień 40 – 9 października 40 – urlop ze zmniejszonym uposażeniem”. Wtedy właśnie ojciec, uzyskawszy urlop w swej jednostce, stacjonującej w Szkocji, przyjechał do Northolt, do Dywizjonu 303, bo czuł, że musi być z nim w krytycznych dniach Bitwy o Brytanię
Kolejne wzruszenia czekały nas na cmentarzu w pobliskim Northwood, gdzie znajduje się kwatera polskich lotników. Spoczywa tu również sierżant Frantisek, słynny Czech, który na życie i śmierć związał się z Dywizjonem 303 i nie pociągał go nawet tworzący się wówczas w Anglii czeski dywizjon myśliwski.
W poszukiwaniu śladów naszych lotników odwiedziliśmy wiele miejsc, m.in. nowe, z rozmachem urządzone Muzeum RAF-u. Tutaj po raz pierwszy przyjrzałem się z bliska Hurricane`owi. Tych maszyn dosiadali nasi rycerze przestworzy. Hurricane uchodził za ciężkawy samolot, wyraźnie ustępujący niemieckiemu Messerschmittowi. Dowództwo angielskie sugerowało, żeby dywizjony wyposażone w Hurricane`y atakowały wyłącznie bombowce wroga, pozostawiając sprawniejszym Spitfire`om walkę z Messerschmittami. Polacy nie przejęli się tymi przestrogami. Udowodnili - ku zdumieniu Anglików - że w ich rękach Hurricane`y potrafią kosić Msserschitty.
Na koniec chciałbym wspomnieć o wizycie w Instytucie Polskim i Muzeum Sikorskiego w Londynie. Wśród wielu zgromadzonych eksponatów w tej jakże ważnej dla nas placówce, naszą uwagę przyciągnął leżący w kącie silnik typu Merlin Rolls-Roycea. Pochodzi on z zestrzelonego Hurricane`a majora Zdzisława Krasnodębskiego, pierwszego dowódcy Dywizjonu 303. Widząc nasze zainteresowanie eksponatem, pani Danuta Skąpska, opiekunka Muzeum, odłamała maleńki fragment silnika i wręczając go nam rzekła:
- Przyjmijcie ten symboliczny drobiazg. Na waszą wystawę!
Serdeczne dzięki, pani Danuto!
Supermarine Spitfire i Marek Oliwier Fiedler
Szczątki silnia Hurricane`a majora Krasnodębskiego
The Orchard - ulubiona restauracja lotników polskich w pobliżu Northolt
Pomnik Poległych Polskich Lotników
Cmentarz polskich lotników w Northwood niedaleko Northolt - stoją od lewej: Piotr Sikora i Marek Fiedler
Dzwon, który w latach wojny bił na alarm naszym lotnikom, obecnie znajduje się w kaplicy w Northolt przemieniony w chrzcielnicę
Odwiedziliśmy Stowarzyszenie Lotników Polskich - od lewej stoją: ppłk. pilot Andrzej Jeziorski-przewodniczący Fundacji SLP, Piotr Sikora, Marek Oliwier Fiedler
Pomnik Poległych Polskich Lotników - w pobliżu lotniska w Northolt